piątek, 6 lutego 2015

Parę słów o This War of Mine

Grałem, streamowałem, wrzucałem na youtube. Potem grałem bez publiki, po 37 dniach wojna się skończyła. Pełna klimatu produkcja “11bit studios” jest jedną z niewielu gier, które uważam za świetne i do których już nie wrócę.

O grze.
Grę rozpoczynamy pierwszego dnia po wybuchu wojny. Jako grupka cywilów próbujemy przetrwać. Zatrzymujemy się w opuszczonym budynku, który przez najbliższe dni będzie naszym “domem”. Ludzie, którymi na swój sposób zarządzamy mają swoje unikalne cechy i tu np. dobrze gotujący gościu zużywa mniej wody podczas gotowania (?), albo dobry poszukiwacz może zabrać więcej przedmiotów z misji zwiadowczych. Okej, o czym gra- gdyby przypadkiem ktoś tu trafił… Gra o wojnie. Trochę to brzmi jak określenie: “bluza w czołg”. Do rzeczy: obraz wojny oczyma cywilów, którzy zrobią wszystko aby przetrwać. Zarządzamy grupą takich “szczęściarzy” w systemie dnia i nocy. W dzień możemy zajmować się sprawami przyziemnymi: żywienie, zdrowie psychiczne, tworzenie materiałów. Jest to bardzo mocno związana sprawa z drugim elementem systemu gry, który jest totalnie inny. Kiedy przychodzi noc wybieramy sobie jedną osobę (głupota wg. mnie), która uda się na poszukiwanie zapasów, oraz przypisujemy zadania dla reszty. Wyznaczamy kto śpi, a kto stanie na warcie, pilnując mieszkańców “bazy” przed atakiem z zewnątrz. Połączenie dnia i nocy pojawia się w ogólnym zamyśle gry: przetrwaniu. Aby przetrwać niskie temperatury potrzebujemy pieca, w którym będziemy palić (książkami, deskami, …)- żeby go jednak stworzyć potrzebujemy wielu materiałów- znajdowanych (choć częściej nie) podczas nocnych wycieczek. Gra byłaby nudna do kwadratu, gdyby nie interakcje z innymi ludźmi. Co jakiś czas przychodzi do nas człowiek z własną historią, napisaną podczas tej okropnej wojny. Prosi o pomoc, albo proponuje wymianę przedmiotów (dobry moment na zdobycie brakujących w danym momencie części).

Chyba najciekawszym motywem jest brak monotonii, choć może wydawać się inaczej. Jak już żyjemy 30 dni i mamy nadzieję, że wojna się w końcu skończy (nie wiemy kiedy), to okazuje się że ktoś zachorował, kto inny ma problem bo musi zapalić papierosa. Podczas nocnego wypadu zabiłeś człowieka (musiałeś, bo inaczej to ty leżałbyś w piachu), trzeba to teraz odreagować… Masz wybór, albo łykniesz sobie bimberku, albo psychika zrobi z ciebie  dwuletnie dziecko. Mało tego, pomiędzy osobami są autentyczne relacje. Dajmy na przykład chorobę jednej z kobiet w grze- ktoś będzie się nią przejmował, będzie mniej wydajny właśnie przez to, że jest przygnębiony sytuacją “bliskiej” mu osoby.

Całość jest cholernie dobrą grą, która zapewni zabawę na kilka, a w porywach kilkanaście godzin. Łatwo się od niej oderwać, także spokojnie można polecić każdemu, kto ma nawet godzinę dziennie na granie (po mojej ostatniej chorobie związanej z Cywilizacją dobrze wiem o czym mówię “syndrom jeszcze jednej tury”). Ostrzegam tylko przed jednym: możesz czekać na kolejną sesję gry bardzo długo. This War of Mine nie można zapomnieć, obraz jest dość autentyczny- potrzebne jest tylko wczucie się. Co ważniejsze gra jest wyjątkowo tania, jak na zawartość. Wspomniałem, że krótko się gra- można przecież zacząć od początku, po tym jak wojna się skończy. Zakładam, że wielu tak właśnie robiło- a ci, którzy jeszcze nie grali, tak zrobią. Podczas jednej sesji gry (od rozpoczęcia do końca wojny) poznajemy około 6 osób, a gra skrywa ich 12. Dlaczego zatem ja nie zagram drugi raz w This War of Mine?

Bo android.
Gra ma ukazać się na urządzenia mobilne i jestem pewien, że tam jeszcze w nią pogram. Nie gram kolejnej sesji na PC, bo chcę to zrobić na urządzeniu mobilnym w małych przerwach, kiedy to właśnie na telefonach najczęściej klikamy 😉

Warto zaznaczyć, że gra walczy o growego oskara 2015 Independent Games Festival.  Zagłosować można pod tym linkiem: bit.ly/twomigf co jest naszym obowiązkiem jako Polaków. Więcej informacji na stronie igf.com

Graliście? Zagracie?

Pozdrawiam,
Orace