wtorek, 31 marca 2015

#IEM po mojemu

Witajcie. Jeszcze przed gruntownymi zmianami w działaniu mojego bloga, postanowiłem usiąść do spisania wrażeń po Intel Extreme Masters w Katowicach 2015- grubo ponad dwa tygodnie po tym esportowym święcie dla każego gracza, nerda, nerda gracza i fana esportu.

Przygotowania.
Początek przygotowań do IEM’a mogę datować śmiało połowę grudnia 2014 roku, kiedy to zakupiłem 4 bilety wcześniejszego wstępu na imprezę dla siebie, oraz Narzeczonej. Dwa tygodnie później zarezerwowałem nocleg w bardzo przyjaznym hotelu Marysin Dwór. Hotel ten wybraliśmy, ponieważ w ubiegłym roku właśnie tam spaliśmy- spodobało Nam się na tyle, że postanowiliśmy wrócić (zakładam, że nie raz). Wcześniejsza rezerwacja ze śniadaniem, nie tylko pozwoliła Nam być spokojnymi o nocleg, ale i zapewniła nieco niższą cenę. Od 13 do 16 marca, dwuosobowy pokój (naprawdę miły) kosztował nas nieco ponad 700 zł.

Wyciągając wnioski z zeszłorocznego dojazdu do Katowic (cała podróż stercząc na korytarzu pociągu Inter City), postanowiliśmy zakupić bilety na przejazd dużo wcześniej. Znów poza zapewnioną miejscówką i spokojem ducha, że jednak usiądziemy- cena okazała się niższa niż “normalnie”. Tak oto za 2 bilety w jedną stronę płaciliśmy nieco ponad 100zł. Pomijam fakt, że jak od tej podróży słyszę reklamę PKP w radiu “zmieniamy się dla Ciebie”, albo “nie każdy pociąg to PKP”, to krztuszę się z zażenowania. Warunki gorsze niż w ubiegłym roku. Pociągów bezpośrednich w relacji między Poznaniem, a Katowicami- brak. Przesadzam, jest jeden. Jeszcze. Złom straszny. Pół Polski przemierza z dwoma wagonami. No ale wiadomo “nie każdy pociąg to PKP”. Do firmy PKP zawsze będę miał ograniczone zaufanie. Prawdopodobnie na przyszły rok (jeśli finały znów odbędą się w Katowicach) polecimy samolotem.

Dzień pierwszy, czyli piątek trzynastego.
Pobudka po godzinie 6, szybkie śniadanie i marsz ze spakowanym plecakiem na dworzec. Uwielbiam chodzić po górach i jedna kwestia pozostała (i pewnie pozostanie już w moich nawykach): zawsze pakuje się tak, aby mieć zwarty ładunek. Nie uznaję miliona walizeczek i toreb. Wrzucam plecak na garba i ruszam. Jest to też dużo wygodniejsze podczas marszu (głównie w górach). Kupiona duża kawa przed wejściem do pociągu, pomogła Nam rozpocząć lepiej dzień. Szczerze zwątpiłem w swoje zdanie na temat PKP (które było nawet dobre, po ostatniej rundce po Polsce), kiedy zobaczyłem że jedziemy starym brudnym złomem, który udaje pociąg klasy Inter City. Chociaż, może jestem zbyt wymagający uważając, że pociągi międzymiastowe muszą zapewniać przyzwoity poziom podróży. Zbyt mocno utknęła mi w głowie Holandia i tamtejsza komunikacja. Szczerze liczyłem na gniazdko w pociągu (co chyba nie jest niczym nadzwyczajnym), bo mój biedny laptop ma problem godzinę wytrzymać na baterii. W każdym razie po jednym odcinku “Mentalisty”, z powodu braku gniazdka- dalsza podróż była… Normalna jak to w barakach PKP za 10zł bilet. Nawet nie przygotowałem sobie awaryjnie książki (oh ja głupi, już nigdy do PKP bez awaryjnej książki). Ciężko mi nie pisać o tej firmie, ale już STOP. Po godzinie 13 dotarliśmy do Katowic. Połączenie z Naszym hotelem było bardzo dobre. W zeszłym roku podjęliśmy próbę podróży katowickimi autobusami (ostatni raz w życiu). Lubię wspominki przeszłości, ale “baba wsiadająca z fajką do busa” mnie przeraziła- zostanę przy odpicowanych Kolejach Śląskich, ładnych paniach konduktor i darmowym wifirifi. Zatem połączenie z Hotelem, który znajduje się na Załężu świetne, świetne pociągiem. Około 3zł za przejazd w jedną stronę (na głowę), podróż około 3min. Ponownie wyciągając wnioski z zeszłego roku, kupowaliśmy bilet “tam i z powrotem” dla dwóch osób, co obniżało cenę przejazdu do około 2zł. Meldunek w hotelu, opłaty i…. Jak zobaczyłem łóżko to od razu na nie padłem.

Popołudniowe przebudzenie i myśl: chodźmy na obiad. Wróciliśmy do Katowic, odpaliłem “kato apkę” na telefonie (polecam), znaleźliśmy “Pierogarnia na ulicy Gliwickiej”. Przyzwoicie, swojsko, smacznie, szczerze polecam (nawet nie drogo). Pogoda zmusiła do powrotu na hotel, więc ze zwiedzania Katowic (naszego zacnego planu) nici. Ruszyliśmy tylko pod Spodek zobaczyć gdzie można wejść z biletami, aby być gotowymi na sobotni atak. Wszystko po staremu, czyli jesteśmy gotowi.

Sobota
Pominę kwestię wspaniałych śniadań hotelowych i szwedzkiego stołu, przejdę od razu do wnętrza Spodka. Organizacja wpuszczania ludzi na imprezę (chodzi o wcześniejszy wstęp i bilety) dużo lepsza niż w ubiegłym roku. Wstępna bramka przepuszczała chętnych od razu, sprawdzając bilet i oznaczając uczestników opaskami na rękach. Zauważyłem też, że byliśmy liczeni- czyli organizator był gotowy na przepisowe wpuszczanie określonej ilości osób na teren Spodka. Po ustawieniu się w kolejkach przed wejściem właściwym, w niecałe 20 min byliśmy w środku. Na wstępnie otrzymaliśmy kody na betę do HotS’a (ja jeden, Narzeczona dwa- równouprawnienie cholera). Został mi jeszcze jeden kodzik, to wrzucę go na koniec wpisu. Main Stage ustawiony nieco inaczej niż w ubiegłym roku zapewniał więcej miejsca, dla wszystkich oglądających. Rozplanowanie całego widowiska, czyli League of Legends na głównej scenie, a Star Craft i CS:GO w sali kongresowej, z początku mi wisiało. Dopiero po zapoznaniu się z Centrum Kongresowym zrozumiałem, że to niewypał. Zapewne w piątek i sobotę ilość osób oglądająca rozgrywki w League of Legends była podobna (niewielka, w stosunku do miejsca). Niczym specjalnym Spodek się nie wyróżniał. Parę stoisk firmowych, na których z obłędnymi promocjami (średnio 20% wyższe ceny niż normalnie) można było kupić różne pierdoły od koszulek, po myszki. Postanowiliśmy sprawdzić Centrum Kongresowe. Już zaświeciła mi się lampka, jak zobaczyłem bramki wejściowe do CK. Weszliśmy bez większego problemu, a miejsca było jak na lekarstwo. Najłatwiej mi to porównać do Poznań Game Arena, gdzie stoiska na targach są upchnięte tak, że ciężko się poruszać, a przy okazji organizowany jest turniej- gdzie na trybunie usiądzie może 50osób. O stoiskach się nie wypowiadam, łatwo znajdziecie oprowadzaczy na jutubach, którzy pokażą Wam wszystko co tam się działo. Dla mnie- widza, organizacja kiepska. Duża część z Was już wie, że oglądałem sobotnie rozgrywki w CS’a w hotelu, ale dlaczego…? Po obejściu CK, zobaczeniu że już teraz nie ma żadnego miejsca na strefie Counter Strike: GO, postanowiliśmy wrócić na Spodek. Jak to się mówi: okej, zobaczyliśmy wszystko- tu jest zbyt ciasno. Spadamy na Spodek, wrócimy sobie w okolicach 14, żeby spokojnie zarezerwować miejsce na mecz Virtus.Pro, które miało rozpocząć około 17. I to był Nasz błąd… Kiedy wyszliśmy z Centrum Kongresowego zobaczyliśmy morze ludzi skandujących „wpuśćcie nas!”. Pomyśleliśmy, że wielu chce popatrzeć co jest w drugiej części imprezy- w końcu ilu zainteresowanych będzie CS’em? No właśnie… W chuj. Do CK już nie udało Nam się wrócić niestety, część ludzi utknęło przed wejściem do niego, a druga ogromna grupa w samym Spodku…

Szybka i trzeźwa decyzja o udaniu się na obiad i powrocie do hotelu na mecz, zaowocowała naszym porzuceniem nadziei na obejrzenie Polaków na żywo.

Oglądając stream w Hotelowym pokoju emocje były równie ogromne, co w samym centrum, a wszystko piętnowało obserwowanie dodatkowe Twitter’a, oraz reakcji wieeelu osób, które reagowały z pozostałymi, którzy oglądali ten mecz w Spodku, na ekranach znajdujących się na korytarzu… Nie no to przesada- my przynajmniej słyszeliśmy komentarz, a oni? Już pomijam fakt, że ilość osób w centrum kongresowym była wyznaczona przepisami bezpieczeństwa imprez masowych. Nie możemy się złościć na tego typu kwestię, ale… Jeśli jestem posiadaczem karnetu, wolno mi wejść na bezpłatną imprezę mając bilet- to dlaczego nie ma rezerwacji „slota” w budynku dla biletów? Jestem ciekaw jak wyglądała kwestia z miejscami premium, ale wydaje mi się, że osobne wejście dla takich osób zostało przewidziane. Bo jeśli nie… To naprawdę rozumiem złość ludzi, którzy nie mogli wejść do środka.
Niestety był to bardzo smutny dzień, gdyż polegliśmy w walce ze Szwedami z Fnatic. Niedzielne śniadanie na Szwedzkim stole, nie było już tak smaczne…

Wielki finał, niedziela.
Wszyscy czekali na ten właśnie dzień, już łzy rozpaczy po Virtus.Pro zostały otarte, a my stoimi w piękny niedzielny poranek w kolejce wcześniejszego wejścia na teren imprezy. Dobre półtorej godziny zeszło. Kiedy już dostaliśmy się do środka, mieliśmy dokładnie rozpracowany plan ataku na najlepsze (dostępne) miejsca. Narzeczona przemknęła między chłopakami wchodzącymi na teren hali w Spodku, została nawet przepuszczona w drzwiach (jak należy), przez co wyhaczyła przyzwoite miejsca. Oczywiście rozmowa z NiQuelem odbyłą się, kiedy jeszcze staliśmy w kolejce. Jasne, że zajmiemy wam miejsca… W planie brakowało precyzji. Przed rozpoczęciem finałowego starcia w CS:GO chcieliśmy jeszcze obkupić się w niezbędne do przeżycia napoje. Niestety chłopaki, którym trzymaliśmy miejsca się tak spóźnili, że dopiero po połówce mogliśmy ruszyć na łowy. Warto zaznaczyć jedną kwestię: ochrona w tym roku zamykała sektor, który miał zajęty wszystkie miejsca. Czy fizycznie (ktoś siedział), czy tylko z informacją „zajęte, rezerwuję znajomemu”. Posunięcie dobre, ale sprawiające problemy- jeśli ktoś nie zrobił prostego zabiegu, o czym za moment. NiQuel ze znajomymi dotarł do Spodka, dostał się pod sektor, ale ochroniarz robił problemy. Po pokazaniu mu, że faktycznie są miejsca dla tych ludzi- wpuścił. Teraz wskazówka na przyszłość: co zrobić, żeby spokojnie wychodzić i wchodzić do “zamkniętego” sektora? Wybierz sobie jednego z ochroniarzy i zagadaj do niego. Zrób przy tym jakiś specyficzny ruch. Na ten przykład, gdy wychodziliśmy z Narzeczoną spytałem czy Nas wpuści z powrotem- poprawiając czapkę. Odpowiedział, że się zobaczy. Przy wchodzeniu, powiedziałem “uwaga vipy” poprawiając czapkę. Ochroniarz się uśmiechnął i pozwolił Nam wejść, gdzie reszcie tłumu tłumaczył, że miejsca są zajęte. Notabene Krzysztof okazał się naprawdę normalnym gościem, który niestety nie interesował się esportem. Pewnie i tak tego nie czyta, ale pozdrawiam 😉

Co do emocji wypowiadać się nie muszę, bo było ich w cholerę. Pełno ludzi, świetna gra zawodników i po prostu wspaniała atmosfera. Właśnie po to pojechaliśmy do Katowic, dostaliśmy czego chcieliśmy- chociaż bez Virtusów, nad czym ubolewam. W bonusie zdarliśmy gardła, ale warto było. Bardzo miłym akcentem było spotkanie w tłumie Wiktora “Taz” Wojtasa, który w niedzielny poranek pojawił się w Spodku.
“Krzysiek kaj ty szczylosz”, zobaczyłem na fanpage’u GetRight’a- rozbawiłem się do łez. Star Craft- “ciekawy”, w końcu Koreańcy w finale, a do tego grali Tosami (Kappa). W trakcie rozgrywek w Stara wyskoczyliśmy do Kongresówki popatrzeć jak tam wygląda na spokojnie wszystko (w końcu poza mniejszym turniejem w CS’a i Hearthstone’em już tam nic nie było). Złapaliśmy Macieja „Morgena” Żuchowskiego, Lauren „TheyCallMePansy” Scott, Leigh „Deman” Smith na na fotkę, paru Cosplayer’ów. Przyjrzeliśmy się stoiskom, a moja Narzeczona postanowiła kupić Counter Strike’a! Akademia taktyczna już miała miejsce, pozostaje czekać na więcej czasu i ukończenie wspólnego mieszkania, a i wspólne “łepszotowanie” będzie miało miejsce w wolnym czasie.

Słowami podsumowania: wspaniała impreza, ogrom emocji podczas finałów. Promocyjne ceny na stoiskach wcale nie były promocyjne, organizacja poległa na organizacji miejsca dla widzów w Centrum Kongresowym, Cosplayerzy dali radę (jak zawsze), zawodnicy pokazali klasę, no i Katowice pod względem komunikacyjnym przygotowane bardzo dobrze na przyjęcie wielu ludzi z całego świata. Policja na każdym skrzyżowaniu, częste patrole. Ogólnie czułem się bezpiecznie w obcym mieście chodząc późnymi wieczorami. Zakładam, że dla mnie jak i wielu innych- jest to istotne. IEM wzbudził tak wielkie zainteresowanie, że mam wrażenie iż Spodek jest nieco ciasny dla Nas wszystkich… Trzeba pomyśleć o większym miejscu (stadion?). Parę zdjęć udało mi się wykonać na moim limicie internetowym i są na moim instagramie, na który zapraszam zaciekawionych: instagram.com/oracetv

Pozdrawiam,
Orace

Popularne Wpisy